Forum KMC Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 THELEMA Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Malkira
Cień Bestii
Cień Bestii



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olam Ha Klipoth

PostWysłany: Sob 12:40, 20 Sie 2005 Powrót do góry

Thelema podkrśla indywidualizm i unikalość każdego człowieka I jego Woli.
Nazwa "religia" w wielu wypadkach nie pasuje do Thelemy, a jeśli już to pasuje odrobinę niezgrabnie. Jest to bowiem w innym sensie filozofia I sposób życia a także seria praktyk I symboli zwanych powszechnie Magią.

Teologia Thelemy zakłada, że cała manifestacja istnienia wynika z interakcji dwóch Kosmicznych Podstaw: nieograniczonego rozszerzenia, wszystko przenikającej Przestrzeni, Czas-Continuum; i atomu, indywidualnego wyrażenia Podstawy Życia i Mądrości. Wzajemne oddziaływanie tych Podstaw, tworzy Podstawę Świadomości, która rządzi istnieniem. W Księdze Prawa, te boskie Podstawy są personifikowane przez trójcę starożytnych egipskich boskości: Nuit, Bogini Nieograniczonej Przestrzeni; Hadit, Skrzydlaty Wąż Światła; i Ra-Hoor-Khuit (Horus), solarny, Jastrzebio-Głowy Pan Kosmosu.

Teologiczny system Thelemy wykorzystuje bogów rozmaitych kultur i religii jako personifikacje specyficznych bóstw, archetypów i kosmicznych sił. Doktryna Thelemy utrzymuje, że wszystkie rozmaite religie ludzkości są oparte na uniwersalnych prawdach; badania porównawcze różnych systemów religijnych są ważną dyscypliną dla wielu thelemitów.

Co do koncepcji indywidualnej duszy, Thelema kultywuje tradycyjną Hermetyczna doktrynę, która głosi, że każda osoba posiada duszę lub "Świetliste Ciało", które układa się w "warstwy" lub "powłoki" otaczając ciało materialne. Każda jednostka jest postrzegana jako posiadająca własnego, osobistego "Augoeidesa" lub "Świętego Anioła Stróża", którego z kolei można postrzegać jako "wyższą jaźń" i, jako odrębny, czujący, boski byt. Co do koncepcji życia po śmierci, życie samo w sobie jest postrzegane jako continuum wraz ze śmiercią, jako integralną częścią całości. Śmiertelne życie kończy się wtedy, kiedy formalnie nie może być kontynuowane. Augoeides, jednak, jest nieśmiertelny i nie podlega życiu lub śmierci.

Równolegle z buddyjską doktryną, Świetliste Ciało jest postrzegane jako poddające się metapsychozie lub reinkarnacji. Generalnie, Świetliste Ciało postrzega się jako wzrastające w mądrości, świadomości i duchowej mocy przez cykle metapsychoz jednostek, które poświęciły swe życie dla duchowego rozwoju; tak więc ich los po śmierci ostatecznie może być zdeterminowany przez Wolę jednostki.

Thelema wciela pojęcia cyklicznej ewolucji Kulturalnej Świadomości jak również Osobistej Świadomości. Historia jest podzielona na serie "Eonów", gdzie każdy z nich posiada własną, dominującą koncepcję boskości i własną "formułę" zbawienia i postępu. Obecny eon jest nazywany Eonem Horusa. Poprzednim eonem był Eon Ozyrysa, a przed nim był Eon Izydy. Neolityczny Eon Izydy jest postrzegany jako panowanie Matczynej idei boskości, a jego formuła obejmowała cześć dla Matki Ziemi w podzięce za pokarm i schronienie, które dostarczała. Klasyczny/średniowieczny Eon Ozyrysa jest postrzegany jako dominacja Ojcowskich Zasad, a jego formuła to samo-poświęcenie i posłuszeństwo Bogu Ojcu. Obecny eon, Eon Horusa, jest postrzegany jako panowanie Zasad Dziecka, suwerennej indywidualności; jego formuła to wzrastanie w świadomości i miłości, ku samorealizacji.

Nawiązując do thelemicznych doktryn, wyrażeniem boskiego Prawa w Eonie Horusa jest "Do what thou wilt". To "Prawo Thelemy", jak przyjęło je się zwać, nie może być interpretowane jako pozwolenie na oddawanie się zachciankom, ale raczej jako boskie zalecenie na odkrywanie swej Prawdziwej Woli lub prawdziwego celu w życiu i ich spełnienia. Przyjęcie Prawa Thelemy jest jednoznaczne z odkrywaniem Prawdziwej Woli przez wszystkich thelemitów. Osiągnięcie "Wiedzy i Konwersacji ze Świętym Aniołem Stróżem", uważa się za integralną część tego procesu. Metody i praktyki jakimi się tutaj posługują thelemici, są liczne i urozmaicone i są zgrupowane razem pod ogólnym pojęciem "Magija".

Nie każdy thelemita używa wszystkich dostępnych praktyk, jest tu sporo wolnej przestrzeni dla każdego indywidualnego praktykującego, by wybrał te praktyki, które zadawalają jego indywidualne potrzeby. Niektóre praktyki, które proponuje Thelema, są takie same lub podobne do tych, które możemy spotkać w wielkich religiach przeszłości i teraźniejszości. W skład tych praktyk wchodzą: modlitwa, medytacja, studiowanie świętych tekstów (zarówno tych thelemicznych jak i innych religii), mantry, inicjacyjne i symboliczne rytuały, ćwiczenia duchowe, samodyscyplina itp. Jednakże, niektóre z naszych praktyk wywodzą się z tradycyjnego okultyzmu, gdzie ogólnie są znane jako: astrologia, dywinacja, numerologia, joga, alchemia tantryczna, i rozmowy z "aniołami" lub "duchami". Wszystkie te techniki są uważane prze thelemitów jako potencjalne środki dla efektywnego otrzymywania duchowego wglądu w naturę swego bytu i miejsca we wszechświecie. Doktryna Thelemy utrzymuje, że każde działanie nie ukierunkowane na odkrywanie swej Prawdziwej Woli, jest działaniem czarno-magicznym. Uważa się, iż dysharmonia i nierównowaga wywołana przez rezultaty tego typu poczynań, wiąże się z równoważną odpowiedzią ze strony wszechświata. Podobna koncepcja istnieje w Wschodnich systemach, gdzie nosi nazwę "karmy".

W Thelemie nie występuje żadne analogiczne pojęcie do judeochrześcijańskiego pojęcia "diabła" albo "Szatana". Jakkolwiek istniej pseudo-personifikacja pomieszania, rozproszenia, iluzji i egoistycznej ignorancji, która nazywana jest "Choronzonem".

Thelemici często przybierają magiczne imię lub "magiczne motto" jako znak zaangażowania się w Wielkie Dzieło.
Zwyczajowo pozdrawiają się zwrotem "Do what thou wilt shall be the whole of the Law", na które odpowiedzią jest "Love is the law, love under will". Czasami te wyrażenia skracane są do liczby 93, która oznacza zarazem "Wolę" i "Miłość" w specyficznej thelemicznej numeracji.

Większość Thelemitów odprawia magiczne rytuały różnego typu w celu osiągnięcia odpowiedniego stanu świadomości potrzebnego do ich pracy. Niektórzy odprawiają je sami, inni w grupach.
Powszechnie odprawiane rytuały to: Rytuały Inicjacyjne, Msza Gnostycka i Ceremonia Eelezjusza.

"TAJEMNICE SEKSUALNE ORDO TEMPLI ORIENTIS"

Seks, ten starszy kuzyn miłości, od najdawniejszych czasów zajmował myśli nie tylko filozofów i poetów. I chociaż dzisiaj przypisuje się mu bardziej poślednią rolę w życiu człowieka, należy wątpić czy nasi odlegli przodkowie mieli do tego podobny stosunek. Wydaje się bowiem, że świat powstał właśnie z ciała, a nie ze słowa, jakby tego chcieli teologowie chrześcijańscy. To ciało wyznaczało zakres i porządek życiu ludzkiemu. A w tym porządku ciała seksualność odgrywała rolę pierwszoplanową, będąc weń niejako wpisaną.

Na początku było ciało. Gąszcz pragnień ukryty pod skórą. Ciało rosło, poznawało inne ciała, pragnęło. Dopiero potem, znacznie później, pojawiły się słowa. A słowa stworzyły własny świat, który wchłonął ciało. Tak rozpoczęła się historia. Opowieść o człowieku jest historią stopniowej dyskursywizacji seksu, przekładania go na język rozumu, a tym samym wypędzania go z ciała. Proces ten nabrał szczególnego tempa w Imperium Rzymskim, kiedy to Erosa (boga miłości) podporządkowano Logosowi (bogowi rozumu). A wraz z mariażem cesarsko-rzymskiej tyranii Logosu z niechętnym wszelkiej seksualności chrześcijaństwem, seks i cielesność obłożono klątwą. Trzeba tu dodać, klątwą mającą janusowe, podwójne oblicze.

Z jednej bowiem strony seks stał się czymś podejrzanym, nikczemnym, posiadającym moc zwodzenia i sprowadzania na manowce (co widać już w opowieści o Adamie i Ewie z Księgi Rodzaju). Miał zatem właściwości upodlające. Z drugiej jednak strony, jego złowieszczość nadawała mu moc czynienia cudów, sprawiała że z prostej czynności fizjologicznej stawał się czymś niezwykłym, posiadającym właściwości uwznioślające. Wraz z tyranią słowa, seksualność stała się odrębną sferą, wydzieloną z logiki ciała, a przeto stanowiącą obiekt spekulacji. Gdzieś tam na początku tego procesu narodziła się ars amandi, sztuka kochania, która jednak wraz z dalszym odcieleśnianiem życia stała się czymś równie co seks podejrzanym i też straciła na znaczeniu.



Sztuka Kochania a Ścieżka Lewej Ręki

W niektórych kulturach, które zdążyły co prawda wyjść poza zwykły porządek ciała, lecz nie wypracowały mechanizmów służących jego tłumieniu, sztuka ta była kultywowana w ramach tradycji religijnej. Tak było w zachodnio-afrykańskich "kultach opętania", gdzie podczas ekstatycznych tańców bogowie dosłownie "spółkowali" z ludźmi; w gwiezdnych, predynastycznych kultach egipskich o wyraźnej dominacji pierwiastka żeńskiego nad męskim; w śródziemnomorskich kultach bogini (Isztar, Afrodyty, Izydy); w niektórych nurtach Islamu, które wraz z mistyką seksualną wykształciły ekstatyczne techniki jednoczenia się z Bogiem; w późnej alchemii taoistycznej, która filozoficzną myśl mędrców chińskich wzbogaciła o praktyczne sposoby przekształcania energii seksualnej w siłę życiową; a także w tantrze hinduskiej i buddyjskiej - dwóch nurtach magiczno-religijnych o najwyraźniej zaakcentowanej mistyce płci.

Niektóre z tych tradycji religijnych z racji styku kulturowego przejmowały nawzajem od siebie różne techniki seksualne. Czasami proces ten przybierał bardzo gwałtowny obrót. Jeden ze współczesnych historyków i praktyków magii seksualnej, Kenneth Grant, powiada wręcz że w dziejach ludzkości mamy do czynienia ze słabo widocznym, choć faktycznym dziedziczeniem pewnej tradycji magiczno-religijnej, którą nazywa tradycją tyfoniczną (wężową, smoczą). Tradycja ta obejmuje wszystkie systemy religijne, magiczne i mistyczne, wykorzystujące energię seksualną kundalini (nazywaną tak od imienia węża, który w indyjskiej, mistycznej anatomii człowieka spoczywa u podstawy kręgosłupa człowieka) w celu uzyskania oświecenia bądź też potężnych mocy magicznych (tzw. magis). Grant uważa że wyjątkową rolę w tej tradycji pełnią kobiety, które stanowią transformatory męskiej energii seksualnej. Dlatego pozwala sobie nazwać tę ścieżkę nurtem lunarnym, który w tradycji zachodniej ezoteryki zyskał miano Ścieżki Lewej Ręki.

Zgodnie z tą tradycją, Ścieżka Lewej Ręki grupuje adeptów, których celem jest przebóstwienie, czyli "stanie się równym bogom". I w odróżnieniu od Ścieżki Prawej Ręki, ma charakter zstępujący, jako że kroczący nią idą zawsze w dół, ku wnętrzu. Przedstawicieli Ścieżki Lewej Ręki odnaleźć można w różnych tradycjach religijnych, choć bez wątpienia w niektórych z nich stanowią oni margines i są postrzegani przez większość jako odszczepieńcy i zboczeńcy. Religiami, które są szczególnie uczulone na obecność takich dewiantów są tzw. religie księgi, czyli popularne obecnie na świecie monoteizmy: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Te logocentryczne, patriarchalne systemy religijne budowane są na zasadzie ostrej opozycji wobec seksualności i indywidualizmu. Dlatego też ze szczególną ostrością piętnują wszelkie przejawy owej tendencji zstępującej, uznając ją za piekielną, wrogą nie tylko człowiekowi, ale i Bogu.

Religie monoteistyczne są też najwyraźniejszymi przedstawicielami Ścieżki Prawej Ręki, która jawi się jako ruch ku górze, na zewnątrz. Adepci tej ścieżki szukają spełnienia w zjednoczeniu z Bogiem, które postrzegają jako akt wyrzeczenia się swej jednostkowości na rzecz owej większej całości. Dlatego też łatwo jest im również poddawać się różnym tendencjom kolektywistycznym i wchodzić w mariaż z władcami i panami tego świata, jako że "władza", "państwo", "Kościół" też stanowią pewne "większe całości". Ścieżka Prawej Ręki wiedzie więc ku Bogowi, który znajduje się gdzieś na zewnątrz (na wysokościach) i najczęściej jest osobą. Lecz Bóg znajduje się tak daleko, że zwykle dopiero po śmierci można się do niego dostać. A że i tutaj wszechmocny okazuje się prosty rachunek ekonomiczny, jest to niezmiernie utrudnione, ponieważ popyt znacznie przewyższa podaż. Krótko mówiąc, miejsc w Niebie jest znacznie mniej niż chętnych. Dlatego systemy religijne Ścieżki Prawej Ręki oferują kodeksy etyczne, które należy spełniać, by móc dostąpić pałaców niebiańskich. Ci, zaś którzy chcą otrzymać tam bezpłatne wejściówki, powinni szczególnie przestrzegać jednej zasady: pozbawiać się balastu doczesności i tego, co ściąga ich w dół, czyli ciała (a raczej tej energii seksualnej co w nim drzemie snem niespokojnym).

Reasumując, magiczne i mistyczne systemy religijne przyjmują postać dwóch dróg. Jedna z nich wiedzie ku górze i tę nazywamy Ścieżką Prawej Ręki. Cechuje ją soteriologiczna ekstrawersja, czyli poszukiwanie zbawienia w Bóstwie, które znajduje się na zewnątrz (najczęściej na wysokościach) i jest zazwyczaj jedynym Bogiem. Temu Bóstwu należy podporządkować swoje życie, kosztem pozostałych jednostkowych aspiracji, które postrzegane są jako przejaw pychy bądź kuszenie Złego (albo też jedno i drugie zarazem). Ścieżka Prawej Ręki posługuje się hierarchicznym obrazem świata, w którym piekło znajduje się gdzieś na dole, a droga do niego często wiedzie przez dolną część ciała. Przeciwstawną formułę inicjacyjną przedstawia Ścieżka Lewej Ręki, która jako drogę do spełnienia proponuje ruch zstępujący. Cechuje ją soteriologiczna introwersja, ponieważ uznaje boskość znajdującej się w człowieku Jaźni. Ideałem tej ścieżki jest poznanie tej Jaźni, któremu zwykle towarzyszy penetracja seksualności i nieznanych (nieuświadamianych) składników ludzkiej psyche. Warto tutaj wspomnieć, że obie ścieżki nie wyczerpują arsenału środków gnostycznych znajdujących się w posiadaniu człowieka. Istnieje wszak jeszcze tzw. Droga Środka, która proponuje ruch obustronny, w górę i w dół, na zewnątrz i do środka, a której najsłynniejszym filozoficznym eksponentem jest taoizm.

Nas jednak interesuje tutaj tradycja, w której centralną rolę odgrywa seksualność. Jak już powiedziałem, tradycję tę kultywowano w różnych systemach religijnych, z których większość znajdowała się na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Cywilizacja europejska, która wraz z powstaniem Imperium Rzymsko-Katolickiego nastawiona była wrogo, jeśli nie do samej seksualności, to do jej sakralnego wykorzystania, tępiła wszelkie przejawy magii seksualnej. Można wręcz powiedzieć za Rene Girardem, który u podstaw wszelkich cywilizacji dopatruje się jakiegoś aktu ofiarniczego, że w przypadku chrześcijańskiej Europy ten mord założycielski dotyczył seksu. Tym niemniej, gdzieś obok wciąż istniały kultury, w których seks jako żywo stanowił źródło nie tylko rozkoszy, lecz i inspiracji religijnej.



Ex Oriente Lux

Paradoksalnie, dla Europejczyków poznawanie tych kultur dokonywało się poprzez podbój. A decydującą w nim rolę odgrywały krucjaty religijne. Pierwsi wojownicy o wiarę udali się na Wschód w 1095 roku, przerywając tym samym złą passę jaka od siedmiu wieków nękała Europę. Praktycznie, dopiero w tym okresie Europa podniosła się z impasu kulturowego, jaki stał się jej udziałem po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Krzyżowcy stali w obronie wiary, lecz po powrocie importowali do Europy niektóre dobra z Bliskiego Wschodu. Czasami były to tylko choroby. Zdarzało się jednak, że wśród licznych towarów przywożonych ze Wschodu były też idee.

Legendarną już rolę odegrali w tym procesie Templariusze, zakon założony w 1118 roku przez Hughesa de Payensa. Pierwsze krucjaty wyglądały niepozornie. Niech świadczy o tym fakt, że początkowo Zakon Templariuszy składał się z dziewięciu rycerzy, którzy eskortowali pielgrzymów podczas ich podróży do Ziemi Świętej. Lecz w 1126 roku patronat nad Templariuszami przejął św. Bernard z Clairvoux, jeden z najbardziej wpływowych teologów katolickich w tamtych czasach. Odtąd, zakon zaczął rosnąć w potęgę. Św. Bernard napisał surowy kodeks etyczny Templariuszy, który z czasem objął też cały szereg tajnych inicjacji. Poza tym, zakon nie podlegał żadnemu władcy, tylko Papieżowi, dzięki czemu Templariusze rozwinęli wymianę na szeroką skalę z krajami, którzy europejscy władcy uznawali za wrogie.

W okultystycznej mitopei powiada się, że podczas tych bliskowschodnich wojaży Templariusze zetknęli się z tajemnymi bractwami inicjacyjnymi, które przekazały im tajniki magii seksualnej. Jak było naprawdę tego trudno jest dociec. Pozostaje faktem, że w XII wieku musieli mieć do czynienia ze złowieszczą sektą Asasynów, która terroryzowała świat arabski ze swej wieży w Alamut. Sekta ta kultywowała tajemnice magii seksualnej, służące jej zwykle w programowaniu przyszłych szpiegów. Można podejrzewać, że związki między Templariuszami a Asasynami musiały być nie tylko natury powierzchownej, skoro w 1146 roku zakon ten przejął ich symbol, czerwony krzyż na białym tle.

Potęga Templariuszy równie szybko rozsypała się jak powstała. Przyczynił się do tego król francuski Filip, który zazdrosny o fortunę zakonu postanowił aresztować wszystkich jego przedstawicieli pewnej nocy roku 1307. W sukurs przyszedł mu papież Klemens V, który wydał edykt żądający od krajów europejskich, by aresztowały Templariuszy znajdujących się na ich terenach. Urządzono wtedy popisowy proces Templariuszy, podczas którego oskarżono zakon o oddawanie czci diabolicznemu Bafometowi i praktykowanie sodomii. Był to kres tego wielkiego zakonu, którego nieliczni ocalali członkowie, jak wieść niesie, zasili szeregi innych zakonów (np. Szpitalników), bądź odprawiali swe obrzędy w podziemiu.

Legenda templariuszy musiała bardzo oddziaływać na wyobraźnię ówczesnych poszukiwaczy wiedzy tajemnej, ponieważ począwszy od XVII wieku wszystkie nowe stowarzyszenia inicjacyjne powoływały się na nich jako na swoich poprzedników. Tak było w przypadku różokrzyżowców, którzy w wydanych w 1614-15 roku manifestach zasiali plotkę o istnieniu tajemniczego bractwa adeptów kierujących losami ludzkości z ukrycia. Ten mit, jak wiadomo, odegrał kluczową rolę w gwałtownym formowaniu się coraz to nowszych bractw okultystycznych, które powstawały jak grzyby po deszczu. Wraz z nimi, pojawiło się wolnomularstwo, które poza nawiązywaniem do starożytnych cechów mularskich, wykształciło specyficzny system inicjacyjny mający wprowadzać w arkana wiedzy tajemnej poprzez studiowanie symboli. Masoni, jako członkowie stowarzyszeń tajemnych, działali w ukryciu, choć zapewne nie tworzyli takich konspiracji, o jakie je posądzano. W XVIII wieku tryumfy święcili tajemniczy hrabia St. Germain oraz Cagliostro, odpowiedzialny za powstanie tzw. Egipskiego Rytu Wolnomularstwa, łączącego elementy rytuałów masońskich z egipskim hermetyzmem i mistyką seksualną. Wszyscy oni powoływali się na legendę templariuszy i świadomie do nich nawiązywali. Jak bardzo potężna była ta pamięć o dawno wymarłym zakonie, niech świadczy fakt, że gdy w 1776 roku Adam Weishaupt założył zakon Iluminatów z zamiarem zniszczenia europejskich monarchii, zarówno jego działania jak i późniejszą Rewolucję Francuską uznano za zemstę templariuszy.



Erotyczne Wolnomularstwo

Dopiero jednak na początku XX wieku w ezoterycznym światku fin de siecle'u pojawiła się organizacja, która w bezpośredni sposób nawiązywała do templariuszy, uznając się za ich dziedziców. Grupa ta przyjęła łacińską nazwę Ordo Templi Orientis, tłumaczoną jako Zakon Świątyni Wschodu, bądź też mniej poprawnie jako Zakon Templariuszy Wschodu. Nowi templariusze nie dzierżyli wszakże zwyczajnych mieczów i nie walczyli w obronie chrześcijańskiej wiary. Ich mieczem był fallus, a celem zgłębienie tajników wiedzy okultnej, ze szczególnym uwzględnieniem magii seksualnej.

Formalnym założycielem zakonu był Theodor Reuss (1855-1923) - niemiecki dziennikarz, działacz społeczny i śpiewak operowy (ze stażem w Parsivalu Wagnera). Lecz jego ojcem duchowym i głównym inicjatorem był austriacki przemysłowiec, Carl Kellner (1850-1905). Kellner dorobił się fortuny na własnej technologii wytwarzania papieru, którą wymyślił w swym laboratorium chemicznym mając zaledwie 22 lata. Odkrycie to przyniosło mu na tyle poważne zyski, że z powodzeniem mógł oddawać się licznym hobby. Ten człowiek wielu pasji realizował się przede wszystkim w wymyślaniu i doskonaleniu nowych wynalazków, takich jak przędza obrotowa, fotografia, czy sztuczna biżuteria. Lecz jego głód wiedzy był tak wielki, że skłaniał go do ciągłych podróży po całym świecie, podczas których poznawał nowe kultury i egzotyczne systemy religijne.

Podczas jednej z tych podróży miało zdarzyć się coś, co zaważyło na całym jego późniejszym życiu. Jak sam twierdził, spotkał wtedy trzech mędrców ze wschodu, którzy przekazali mu najwyższe tajemnice starożytnej ezoteryki. Byli to mistyk muzułmański, Soliman ben Aifa oraz dwaj tantrycy bengalscy, Bhima Sena Pratapa z Lahore i Sri Mahatma Agamya Paramahamsa. Mistrzowie ci uczyli go, w jaki sposób należy praktykować jogę i jak wykorzystywać ją w praktykach magii seksualnej. Tak przynajmniej twierdził Kellner.

Czy było tak naprawdę, jest to bardzo wątpliwe. Pozostaje jednak faktem, że Kellner podróżował po Azji Mniejszej i mógł stamtąd przywieźć pewne dotąd nieznane techniki jogiczne mające charakter seksualny. Mogły mieć one jednak znacznie mniej egzotyczne pochodzenie. Wiadomo bowiem, że Kellner kontaktował się z pewną organizacją okultystyczną o nazwie Hermetyczne Bractwo Światła. Jakiej natury były to kontakty, tego nie wiadomo. Być może, w trakcie swych zagranicznych wojaży poznał w Ameryce Pascala Beverly Randolpha, jednego z twórców tej organizacji. Do tego spotkania mogło równie dobrze dojść w samej Austrii, jako że Randolph, jak również pozostali członkowie tej organizacji (w tym Max Theon, mieszkający w Egipcie Żyd z Polski) lubili wędrować z misjami apostolskimi po Europie. Tak czy inaczej, Kellner musiał mieć kontakt z tą organizacją, gdyż nie tylko posługiwał się specyficznym dla niej słownictwem, lecz na dodatek po wielokroć na nią się powoływał.

Hermetyczne Bractwo Światła założył w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia Pascal Beverly Randolph, amerykański mulat, żołnierz i podróżnik. Grupa ta, jako jedna z pierwszych organizacji społecznych, krzewiła edukację seksualną, publikując liczne odezwy i pamflety namawiające mężczyzn do dobrego traktowania kobiet, a kobiety do walki o "prawo do orgazmu". Towarzyszyła temu skomplikowana mistyka seksualna oraz praktyki, które grupa doradzała w celu osiągnięcia zjednoczenia płci. Randolph głosił, że "prawdziwa moc seksu jest mocą boską", jednocześnie podkreślając, że skoro Bóg stworzył ludzi na własne podobieństwo to musi on być mężczyzną i kobietą zarazem. Jeśli więc chcemy osiągnąć stan wyższego wglądu i uczynić nasze ciało bardziej subtelnym, powinniśmy rozwijać w sobie cechy płci przeciwnej oraz dążyć do jak najczęstszego i najintensywniejszego przeżywania rozkoszy seksualnej.

Hermetyczne Bractwo Światła uczyło że seks jest źródłem mocy magicznej: "W otaczającym nas świecie znajdują się nasiona duszy. Istnieją tam też zarodki wszelkiej możliwej wiedzy. Wszelka moc, wiedza, energia i siła znajduje się w eterze i sferach duchowych. Wszystko to jest nam dostępne w chwilach największego uniesienia.....podczas czystego, obopólnego orgazmu, kiedy mieszają się dwie aury i trzy fluidy, prostatyczny, nasienny i waginalny. W chwili orgazmu nie ma stanu pośredniego i albo wznosimy się do nieba albo spadamy do piekła. Nasze dusze otwierają się na tę chwilkę, by przyjąć zarodki wiedzy i mocy magicznej. Jeśli więc będziemy wtedy przywoływać Zło, odnajdzie ono drogę do naszych dusz i zamknięte w ich tajemnych kryptach ujawni się w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli zaś będziemy modlić się o Dobro, wszystko co złe będzie trzymać się od nas z dala, a Dobro na zawsze osiądzie w naszych duszach. Możemy też przywoływać Moc, która w tej jednej chwili zakorzeni się w naszych duszach." W celu odpowiedniego wykorzystania energii seksualnych Randolph i jego nieliczni współpracownicy korzystali z orientalnych metod jogi i medytacji. Najważniejszą w nich rolę pełniło rytmiczne oddychanie.

Ćwiczenia jogiczne i oddechowe Randolpha znalazły później swe miejsce w praktykach Ordo Templi Orientis. Nic więc dziwnego że Kellner nazywał O.T.O właśnie Hermetycznym Bractwem Światła. Nim jednak doszło do jego utworzenia, musiały zajść pewne sprzyjające ku temu okoliczności. Kellner już w 1895 zamierzał założyć bractwo okultystyczne, którego celem byłoby połączenie praktyk jogicznych z rytuałami masońskimi. Jego idee fixe było stworzenie wielkiej organizacji, grupującej wszystkie obrządki masońskie. Musiało to być przedsięwzięcie zakrojone na gigantyczną skalę, ponieważ pod koniec XIX wieku istniało na świecie około 70 takich organizacji. Tymczasem Kellner, należał tylko do jednej z nich, loży Humanitas działającej pod auspicjami Zjednoczonej Loży Węgier. Jeśli więc chciał swój cel zrealizować, musiał w jakiś sposób nabyć pozostałe ryty masońskie.

Okazji po temu było pod koniec wieku sporo. Proceder kupczenia tajemnymi przekazami rozkwitał na dobre, a adepci różnych stowarzyszeń tajemnych nawzajem nadawali sobie wysokie tytuły. Wystarczyło więc znaleźć taką osobę i kupić od niej odpowiednie pełnomocnictwa. Kellner szukał i znalazł, a jego szczęście nie miało granic. Osobą tą był Theodor Reuss, który pod płaszczykiem działalności politycznej zajmował się inwigilacją niemieckich kółek socjalistycznych. Można powiedzieć, że Reuss miał dobrą rękę do wynajdowania bractw okultystycznych i zabierania z nich tego co najlepsze (czyli pełnomocnictw). Oto bowiem w ciągu piętnastoletniej kariery w świecie ezoteryki otrzymał uprawnienia do założenia niemieckich oddziałów takich stowarzyszeń jak: Swedenborgiański Ryt Masonerii, Societas Rosicruciana in Anglia, Zakon Martynistów i Zakon Iluminatów. Niestety, żadna z tych organizacji nie miała charakteru czysto masońskiego, a zatem nie spełniała wymagań, jakie stawiał sobie Kellner. Poza tym, Reuss był całkowicie pochłonięty działalnością w Zakonie Iluminatów i nie miał czasu na akces w tak gigantycznym przedsięwzięciu.

Tak więc na razie plany Kellnera, by stworzyć Akademię Masońską Ordo Templi Orientis musiały ulec odroczeniu. Pozostawało mu przeprowadzanie eksperymentów z zakresu magii seksualnej w małym kilkuosobowym gronie. Jak pisze historyk okultyzmu, Peter Koenig: "Kellner specjalizował się w medytacjach jogicznych (z Joga-sutr Patandżialego) mających na celu odkrywanie przeszłych wcieleń. Podczas tych medytacji jego żona odgrywała rolę Wielkiej Bogini, podczas gdy sam Kellner wcielał się w Kapłana Babilońskiego. W ich domu znajdował się pokój bez okien, gdzie państwo Kellnerowie przeprowadzali rytuały tantryczne. Służyły one wytwarzaniu specjalnego eliksiru, który składał się z kobiecych i męskich wydzielin seksualnych".

Tymczasem, w 1902 roku, z powodu waśni personalnych Reuss porzucił działalność w Zakonie Iluminatów i nawiązał bliższą znajomość z angielskim wolnomularzem, Johnem Yarkerem (1833-1913). Powiedział mu wtedy o pomyśle Kellnera, by stworzyć uniwersalny obrządek masoński, który by skupiał w sobie wszystkie istniejące ryty. Idea ta (lub kryjące się za nią pieniądze) musiała przypaść do gustu staremu masonowi, ponieważ 24 września 1902 roku nadał Reussowi tytuł Wielkiego Suwerennego Inspektora Generalnego 33* Rytu Szkockiego Cernaua. W tym samym dniu Reuss, wraz z dwoma współpracownikami, Franzem Hartmannem i Henrym Kleinem, otrzymali pełnomocnictwa do dzierżawienia Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego oraz rytów Misraim i Memfis. Nie pozostawało im nic innego, jak założenie nowego zakonu okultystycznego, który zgodnie ze wskazówkami Kellnera nazwali Ordo Templi Orientis.



Początki Ordo Templi Orientis

Nie znane są jak dotąd dokładne okoliczności powstania O.T.O. Nie wiadomo, czy powstało ono zaraz po uzyskaniu przez Reussa, Hartmanna i Kleina uprawnień masońskich, czy też miało to miejsce dopiero po śmierci Kellnera w 1905 roku. Jedno jest pewne, że Kellner musiał mieć poważny wpływ na kształt tej organizacji, ponieważ w jej strukturze organizacyjnej i podstawowych praktykach widać było wpływy tak bliskiej jego sercu hinduskiej jogi.

System inicjacyjny O.T.O składał się z dziesięciu stopni, odpowiadających kolejnym fazom wtajemniczenia w masońskie, orientalne i różokrzyżowe misteria. Nazwy tych stopni często ulegały zmianie. Niewielki więc będzie pożytek z ich przytaczania. Wystarczy powiedzieć, że pierwszych sześć stopni odnosiło się do rozmaitych rytów istniejących w różnych obrządkach masońskich. Natomiast, kolejne trzy nie miały z masonerią zbyt wiele wspólnego i nadawano je bez szczególnych rytuałów inicjacyjnych. Ich przedmiotem było wtajemniczanie w arkana pilnie strzeżonych przez zakon tajemnic magii seksualnej, które nauczano w przekazie szeptanym (z ust do ust). Wiemy o nich jedynie tyle, że dotyczyły wciągania energii seksualnej z genitaliów do splotu słonecznego. Dokonywano tego przy pomocy odpowiedniej koncentracji myśli oraz pewnych technik oddechowych. Praktyka ta miała służyć osiągnięciu stanu "Wielkiej Jedności", którego efektem ubocznym mogło być między innymi jasnowidzenie. Reuss nazywał ją "białą magią seksualną".

Już choćby z racji tego zdawkowego opisu, można odnieść wrażenie, że praktyki te musiały przypominać dziwaczne techniki stosowane w taoistycznej alchemii. Niektóre z nich znamy z wydanego w Polsce traktatu "Sekret Złotego Kwiatu". Inne przetrwały w szczątkowej formie, przekazywane przez taoistycznych mistrzów z Taiwanu. Bardzo prawdopodobne że tego rodzaju technik nauczano na siódmym stopniu wtajemniczenia w O.T.O, chociaż niektórzy badacze sądzą że miał on charakter czysto administracyjny. Możemy mieć natomiast pewność, że adepci ósmego stopnia O.T.O otrzymywali wskazówki dotyczące praktyk autoerotycznych, które stanowiły wstęp do odbywanych na stopniu dziewiątym praktyk heteroseksualnych.

Ordo Templi Orientis, najwyraźniej idąc śladami Hermetycznego Bractwa Światła, wierzyło w świętość stosunku seksualnego, który przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny miał prowadzić ludzi do boskości. Jak zauważa Peter Koenig: "Reuss kontynuował praktyki jogiczne Kellnera, lecz wzbogacił je o wątek manichejski. W naukach O.T.O całe ciało uznawano za święte. Było ono Świątynią Ducha Świętego a narządy płciowe miały służyć bardzo szczególnym celom, mianowicie - rekonstruowaniu świata. Takie było znaczenie Mszy Świętej. Reuss wierzył że tylko dzięki współpracy kobiet i mężczyzn ludzkość może osiągnąć rozwój duchowy. Współpraca ta miała, rzecz jasna, charakter seksualny, a sam stosunek postrzegany był jako odbicie kosmicznego aktu stworzenia. Adepci mogli więc współuczestniczyć w tym akcie stworzenia, jeśli tylko oddawali się rytualnym stosunkom heteroseksualnym". Koenig twierdzi że wąż pożerający własny ogon, który pojawiał się na licznych broszurkach Reussa, symbolizował stosunek seksualny Boga z człowiekiem. Powiada też że z punktu widzenia magii seksualnej stanowił on symbol plemnika. Cała zaś magia Zakonu Świątyni Wschodu da się sprowadzić do mistyki nasienia.

Cokolwiek by nie sądzić o rewelacjach Koeniga, to właśnie owe tajemnice magii seksualnej przyciągały do O.T.O licznych nowicjuszy. Jeśli by zaś wierzyć doniesieniom Reussa, w ciągu roku lub dwóch od rozpoczęcia działalności zakon ten zdążył wokół siebie skupić przeszło tysiąc osób. Każdy nowicjusz otrzymywał stopień zerowy oraz musiał przejść przez rytuał Minervala. Podczas tej ceremonii inicjowany umierał dla świata zewnętrznego, stając się pełnoprawnym adeptem wiedzy tajemnej. Wypowiadał wtedy następujące słowa: "Ja, ......, oddając się do waszej dyspozycji jako bezsilny więzień, ogłaszam wszem i wobec że pochodzę z Koryntu, jestem wolnym obywatelem miasta Ateny, sprzymierzeńcem Mityleny, podróżującym w spokoju do Miasta Słonca, Heliopolis, poszukując Światła i Prawdy, Mądrości i Spokoju. Przeto więc proszę was w pełni pokory, abyście udzielili mi gościny i obdarzyli mnie swymi MISTERIAMI, które ślubuję zgłębiać i trzymać w największej tajemnicy. Gdybym zaś miał kiedyś złamać to ślubowanie i zdradzić ten chleb i sól, niechaj psy pożrą moje ścierwo, niechaj rozpadnę się na kawałki i przestanę być człowiekiem!"

Początkowo, O.T.O przeznaczone było tylko dla tych adeptów, którzy uzyskali wcześniej trzy podstawowe stopnie wolnomularskie: Ucznia, Czeladnika i Mistrza. Formuła inicjacyjna zakonu zakładała, że każdy kto do niego przystąpi może od razu otrzymać trzeci stopień wtajemniczenia, równoważny masońskiemu stopniowi Mistrza. Oznaczało to jednak, że aby wstąpić do O.T.O, trzeba było należeć do którejś z organizacji masońskich, a to w poważnym stopniu ograniczało liczbę potencjalnych zainteresowanych. Na dodatek, Zakon Templariuszy Wschodu mógł zostać posądzony o to, że chce podbierać członków innym organizacjom masońskim. Tymczasem, jego założycielom na czym innym tak bardzo nie zależało, jak na utrzymaniu dobrych kontaktów ze światowym wolnomularstwem.

Najprawdopodobniej, z tych właśnie powodów wkrótce zniesiono status masoński Zakonu. W "Manifeście O.T.O" z 1912 roku bardzo wyraźnie podkreślano że "O.T.O, choć jest Akademią Masońską, nie jest Grupą Masońską.... i nie uzurpuje sobie prawa do naruszania przywilejów Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii, Wielkiej Loży Ameryki oraz innych organizacji masońskich". Dzięki temu członkami Zakonu mogli zostawać ludzie nie mający wcześniej nic wspólnego z masonerią. Co więcej, otwierało to furtkę dla kobiet, które w tamtych czasach bardzo rzadko kiedy były dopuszczane do bractw masońskich. Jest więcej niż pewne, że ten prosty zabieg umożliwił O.T.O wyjście poza zwykły schemat inicjacji wolnomularskich i zwiększył znaczenie, jakie w praktykach tego zakonu miała magia seksualna.

Podobnie jak jego znamienity poprzednik, Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku, Ordo Templi Orientis posiadało wśród swych adeptów luminarzy sztuki okultystycznej. Jego przedstawicielem we Francji był Papus, słynny twórca nieortodoksyjnej doktryny tarota. W Niemczech sprawami zakonu zajmował się inny wybitny okultysta, Rudolf Steiner, który szczególnie wyraźnie rozwinął mistyczne aspekty doktryny zakonu (odzierając ją wszakże z wątków seksualnych). Z kolei, w Ameryce przedstawicielem O.T.O był H. Spencer Lewis, późniejszy założyciel popularnej różokrzyżowej organizacji AMORC. Wszyscy zresztą trzej dzierżawcy linii przekazu O.T.O nie długo zagrzali w nim miejsca i, podobnie jak to było wśród schizmatyków z zakonu Złotego Brzasku, szybko założyli własne organizacje okultystyczne, chętnie korzystające z wiedzy tajemnej O.T.O, a już znacznie mniej chętnie przyznające się do jakichkolwiek związków z tym zakonem.

Jednakże człowiekiem, którego oddziaływanie na Ordo Templi Orientis było największe, był bez wątpienia Aleister Crowley.



Magija Seksualna Mistrza Theriona

Ścieżki Zakonu Templariuszy Wschodu i Aleistera Crowleya przecięły się nagle i nieoczekiwanie w 1910 roku. Miało to miejsce podczas procesu sądowego, jaki "MacGregor" Mathers wytoczył Crowleyowi za opublikowanie rytuałów zakonu Złotego Brzasku. W swojej autobiografii Crowley wspominał: "Przez to, że Mathers na sali sądowej ogłosił się Przywódcą Zakonu Różokrzyżowego, nachodzili mnie niezliczeni dziwacy, a każdy z nich twierdził, że to on właśnie jest tym Przywódcą. Posiadając na ten temat pewne informacje, których nie przekazałem nikomu, jak najszybciej pozbywałem się tej gawiedzi. A jednak jeden z moich rozmówców przekonał mnie, że istnieje odrobina prawdy w jego słowach. Tym człowiekiem był Theodor Reuss...."

Reuss na początku wcale nie przypadł do gustu Crowleyowi. Jego nonszalancja i niedbałość sprawiały, że Crowley widział w nim aroganta. Tym niemniej, skuszony obietnicami otrzymania zaszczytów masońskich, zgodził się przystąpić do jego zakonu. Jego inicjacja w Ordo Templi Orientis miała miejsce w marcu 1910 roku, tego samego dnia, co inicjacja znanego polskiego okultysty, Czesława Czyńskiego. Crowley przyjął w zakonie imię Bafometa. Na początek obdarzono go trzecim stopniem inicjacyjnym, lecz gdy tylko potwierdziły się informacje o posiadanym przez niego 33* Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego, podniesiono go do stopnia siódmego.

Crowley nie przywiązywał zbyt dużej wagi do swego udziału w O.T.O. Traktował go jako jeszcze jeden tytuł w swojej licznej kolekcji okultystycznych godności. Tak było przynajmniej do 1912 roku, kiedy to nagle w jego domu zjawił się Reuss. Ten rzutki Niemiec przybył, aby mu zrobić awanturę i domagać się wyjaśnień, dlaczego wyjawił światu najbardziej pilnowane tajemnice O.T.O. Chodziło tu rzecz jasna o tajne formuły seksualne, do których Crowley nie mógł mieć dostępu z racji zajmowanego przez siebie stopnia. Reuss jednak twierdził, że Crowley zawarł je w 36 rozdziale swej Księgi Kłamstw, noszącym tytuł "Szafirowa Gwiazda". W rozdziale tym opisany był pewien rytuał heksagramu, rozpoczynający się od słów: "Niechaj Adept uzbroi się w magiczną różdżkę i wyposaży w mistyczną różę". Dla każdego współczesnego adepta magii znaczenie tych symboli jest aż nadto oczywiste. Jednakże Reuss, uznając że Crowley stał się mimowolnym dziedzicem tej wiedzy, natychmiast przekazał mu 10*, najwyższy stopień O.T.O i uczynił go "najwyższym, świętym królem" angielskiej gałęzi zakonu.

Również Crowley musiał być tym odkryciem oszołomiony. Napisał bowiem: "Nagle, uderzył we mnie jakby grom i cała symbolika nie tylko wolnomularstwa, lecz wielu innych tradycji ukazała się mojej wizji duchowej. Od tej chwili O.T.O zajęło właściwe miejsce w moim umyśle. Zrozumiałem że trzymam w rękach klucz do przyszłego postępu ludzkości". Szybko też przystąpił do rekrutacji nowych członków angielskiej sekcji zakonu oraz do przepisywania masońskich rytuałów inicjacyjnych z zamiarem nadania im bardziej magicznego charakteru.

Kiedy zaś w 1922 roku ciężko chory Reuss ustąpił z pełnienia funkcji przywódcy zakonu, jego właśnie mianował na swoje miejsce. W rok później, po śmierci Reussa Crowley ogłosił się formalnym przywódcą zakonu, każąc się teraz tytułować Mistrzem Therionem, czyli Mistrzem Bestią. Doprowadziło to do protestu części niemieckich wysokich funkcjonariuszy Zakonu, którzy obawiali się że Crowley zapragnie uczynić z O.T.O instrument dla szerzenia swojej religii, Thelemy. Obawy te, jak się później okazało, miały solidne podstawy, gdyż Mistrz Therion od razu zabrał się za reformowanie zakonu, nadając mu znacznie mniej masoński, a bardziej magiczno-seksualny wygląd.

Podstawowe zmiany dotyczyły struktury inicjacyjnej O.T.O. Crowley do tradycyjnego układu dziesięciu stopni dodał stopień jedenasty, mający wprowadzać w arkana magii homoseksualnej. Trudno powiedzieć, czy chciał dać tym wyraz swoim od dawna odczuwanym skłonnościom, czy też zamierzał poprzez pogwałcenie tego surowego tabu lepiej poznać kobiecą stronę męskości. Pozostaje faktem, że to właśnie od praktyk homoseksualnych rozpoczęła się jego działalność magiczna w O.T.O, kiedy to w 1914 roku przeprowadził wraz z Victorem Neuburgiem serię operacji magicznych mających na celu przywołanie bogów Jowisza i Merkurego (a przy okazji sprowadzenie pokaźnej ilości gotówki). Przeszły one do historii pod nazwą "Działań Paryskich".

Crowley napisał też pewien rytuał, który stał się główną ceremonią odprawianą w siedzibach zakonu. Mowa tu o "Mszy Gnostyckiej", która będąc parafrazą katolickiej Mszy Świętej, pod płaszczykiem egipskiej symboliki przedstawiała misterium płci. Rytuał ten, jak również i inne praktyki O.T.O czytelnik polski może znaleźć w przetłumaczonej przeze mnie ostatnio książce Crowleya pt. Magija w teorii i praktyce.

Jednakże, najważniejsza jego reforma dotyczyła najwyższych stopni inicjacyjnych w zakonie. Oto bowiem Crowley zrywał z dotychczas istniejącą zasadą nie przelewania na papier tajemnic seksualnych zakonu, streszczając je w czterech oddzielnych traktatach pt.: "O naturze bogów", "O tajemnych zaślubinach bogów z ludźmi", "Liber Agape" i "O homunkulusie".

Traktat "O naturze bogów" przeznaczony był dla wtajemniczonych na VII* O.T.O. Niewiele w nim było wskazówek natury praktycznej, gdyż niemal w całości poświęcony był wprowadzeniu w świat crowleyowskiej teologii. Z jego treści można było się dowiedzieć, że na świecie istnieje tylko jeden bóg, a jest nim Słońce. "Nie tylko Ziemia jest zmrożoną iskrą Słońca, płatkiem zerwanym z Niebiańskiej Róży, ale i źródłem wszelkiego Światła i Życia na tej planecie jest to samo Słońce. Jest ono stwórcą i żywicielem, niszczycielem życia i jego wskrzesicielem". Crowley powiadał, że przedstawicielem Słońca na ziemi jest fallus, a wszyscy bogowie są jego personifikacjami. I tak na przykład ogień jest wizerunkiem penisa, drzewo to "rozkwitający fallus", zaś księżyc jest obrazem waginy, którą należy czcić "tylko w połączeniu ze Słońcem jako przedłużeniem fallusa". Ten fallokratyczny porządek crowleyowskiej ezoteryki przeciwstawiał się tym religiom, które operują pojęciami grzechu pierworodnego i wstydu. Crowley nawoływał do "stałej wojny przeciwko wszelkiej tyranii i zabobonom, przede wszystkim zaś przeciwko takim bigoteriom jak ‘ortodoksyjne' chrześcijaństwo w swej materialistycznej postaci". Namawiał też adeptów VII* O.T.O, by składali hołd fallusowi i wyobrażali sobie jego stałą obecność w wybranym miejscu w ciele.

Z kolei traktat "O tajemnych zaślubinach bogów z ludźmi" wprowadzał inicjowanych na VIII* O.T.O w świat magii masturbacyjnej. Jej tajemnice zawarte były w dwóch rozdziałach: "O większych zaślubinach" i "O mniejszych zaślubinach". Owe "większe zaślubiny" polegały na wizualizowaniu każdorazowo przed snem postaci bogini i onanizowaniu się aż do wytrysku. W ten sposób uzyskane nasienie (bądź płyn z pochwy) służyło za olejek, którym namaszczany był ołtarz bogini, bądź też talizman jej poświęcony. Tymczasem, "mniejsze zaślubiny" dotyczyły poszukiwania sprzymierzeńców w tzw. duchach żywiołów. Towarzyszyła im następująca procedura: Na kartce papieru należało narysować jedną z tablic enochiańskich (opracowanych przez XVI-wiecznych magów, Johna Dee i Edwarda Kelly'ego), odpowiadającą poszukiwanemu żywiolakowi, po czym przywołać go odpowiednimi zawołaniami. Następnie, trzeba było skoncentrować się na wizerunku owego żywiolaka i onanizować się aż do wytrysku. W ten sposób uzyskaną spermę (bądź wydzielinę z pochwy), nakładało się na tablicę enochiańską, która stawała się konsekrowanym talizmanem żywiolaka.

Opisane przeze mnie dwa traktaty stanowiły zaledwie wstęp do skomplikowanego systemu magii seksualnej Ordo Templi Orientis. O wiele bardziej rozbudowany zestaw technik seksualnych przedstawiały księgi "Liber Agape" i "O homunkulusie".

WOKÓŁ ZAKONU SREBRNEJ GWIAZDY

Na temat magii napisano więcej bzdur niż na jakikolwiek inny temat. Konkurować z nią może pod tym względem jedynie joga, lecz ta przynajmniej w swoim rodzimym azjatyckim środowisku jest dobrze rozumiana. Europejskie pojmowanie zjawisk parapsychicznych tradycyjnie nacechowane było dychotomią lęku i fascynacji. Wydaje się, że świat Zachodu miał poważne problemy z przyswajaniem sobie do świadomości treści, które się w niej nie mieściły. Prymat świadomości nad nieświadomością zwykle osiągany był kosztem zerwanej komunikacji pomiędzy nimi. A zatem to, co nieświadome, to co wyparte, coraz bardziej staczało się w mrok niewiedzy. A że mrok czasem nie tylko przeraża, lecz i podnieca, zdarzali się tacy, którzy w nim się zatapiali. Rzadko kiedy jednak lęk i fascynacja prowadziły do twórczego wykorzystania energii psychicznych, czyli zintegrowania świadomości z tym co nieznane.

Magia w potocznym wyobrażeniu kojarzy się przede wszystkim z rzucaniem czarów. I rzeczywiście, w kulturach archaicznych często ogranicza się ona do realizowania przyziemnych celów w praktyce życia codziennego. Magię stosuje się, kiedy zawodzą inne sposoby radzenia sobie z problemami. Kompensuje niepowodzenia życiowe i wprowadza ludzi w świat natury, pełen duchów i demonów. Zarazem jednak może być także systemem samodoskonalenia się poprzez poznawanie psychiki i wykorzystywanie jej mocy. Do dwóch podstawowych praktyk magicznych należą: ewokacja i inwokacja. Ewokacja - wywoływanie duchów - polega na wyzwalaniu z pokładów nieświadomości uwięzionych tam energii. Przyjmują one konkretne kształty w postaci duchów i demonów, dzięki czemu można je ponownie zintegrować z psychiką. Proces ten polega zatem na uświadamianiu sobie energii swojego umysłu. A że są to potężne energie, można je wykorzystać do celów praktycznych. Z kolei, inwokacja - przywoływanie bogów i bogiń - polega na odkrywaniu w świecie Natury mocy, których jeszcze nie zdołała poznać nauka. Być może są to moce związane z żywiołami Ziemi. Nie można jednak wykluczyć tego, że również i one pochodzą z nieświadomości zbiorowej i są archetypami obdarzającymi pięknem i mądrością. W kulturze chrześcijańskiej przykładem inwokacji jest Msza Święta. Magia zna ich znacznie więcej.

Praktyki magiczne polegają zatem na poznawaniu zasad, zgodnie z którymi funkcjonuje Umysł i harmonizowaniu go ze światem przyrody. Tylko dzięki harmonii Umysłu i Natury można uzyskać szczęście, ponieważ tylko wtedy można odnaleźć swoje miejsce we Wszechświecie. Nie ma takich cudów, których by nie objął umysł. Wszystko jest przymiotem jego percepcji. Wszystko jest wyrazem jego działalności.

Aleister Crowley poznał tę prawdę już za młodu. W ciągu trzydziestu lat swego życia zdołał wypracować system magiczny zwany Telemą, który po raz pierwszy w dziejach okultyzmu jasno i dobitnie określał magię jako naukę o funkcjonowaniu energii psychicznych. System ten można by z racji swej praktyczności nazwać pragmatyzmem magicznym, a krótko i węzłowato streszcza go definicja zawarta w dziele pt. Magija w teorii i praktyce, mówiąca że: "Każde intencjonalne działanie jest Działaniem Magicznym".

Paradoksalnie, idee pragmatyzmu magicznego stanowiące sam trzon religii Woli (czyli Telemy), wyłoniły się w trakcie lektury przekazu mistycznego Księgi Prawa, którą Crowley otrzymał 8, 9 i 10 kwietnia 1904 roku od istoty o imieniu Aiwass, podającej się za wysłannika Hoor-paar-kraata, egipskiego boga milczenia (sic!). Piszę "paradoksalnie", gdyż mistykę kojarzy się zazwyczaj z bujaniem w obłokach, bądź w najlepszym razie uznaje się ją za sposób na zatrzymanie strumienia życia. Tymczasem, z mistycznego przekazu Księgi Prawa wyłania się zupełnie odmienna wizja duchowości (o! przepraszam bardzo za użycie tego wyprzedanego słowa; już więcej to się nie powtórzy). W celu jej zrozumienia, trzeba jednak poznać język symboli składających się na ten tekst.

Przełomowe znacznie Księgi Prawa jako zapowiedzi nowej ery rozwoju magicznego znajduje się na samym jej początku, w dość dziwacznie brzmiącym wersie: "Khabs jest w Khu, a nie Khu w Khabs". Jakkolwiek tajemniczo by to nie brzmiało, nie jest to bynajmniej przepis na ciasto ani definicja matematyczna. Khabs oznacza owe tajemne L.V.X, Światło Gnozy, spływające na adepta w chwili iluminacji, w czasie olśnienia. Z kolei, Khu jest magiczną istotą człowieka, jego powłoką. Innymi słowy, z wersu tego wynika, że źródło poznania leży w nas samych, a nie gdzieś na zewnątrz. Nie należy go szukać ani w świecie zjawiskowym ani w świecie metafizycznym, gdyż cała metafizyka tak w istocie sprowadza się do fizyki, a ściślej mówiąc do dynamiki ludzkiej psyche. Ta prosta konstatacja, wielokroć później powracająca w różnych naukach o człowieku, po raz pierwszy została tak wyraźnie wypowiedziana właśnie w Księdze Prawa. (Pojawia się tu wszak pytanie, czy to dlatego objawił ją wysłannik Boga Milczenia, by ukrócić gadulstwo teologów?)

Znacznie mniej banalne są wszakże konsekwencje tego twierdzenia. Księga Prawa powiada "Każdy mężczyzna i każda kobieta jest gwiazdą". Oznacza to, że każdy jest suwerenem podległym tylko własnej Woli. Gdy o tym zapomina, popada w kajdany doraźnych zachcianek i staje się niewolnikiem innych ludzi. Lecz w tym twierdzeniu tkwi jeszcze jeden klucz ukryty. Albowiem "gwiazda" to także "Khabs", czyli jak już to mówiliśmy wcześniej "Światło Gnozy". Morał z tego taki, że każdy z nas jest światłem i tylko spowici mrokiem niewiedzy, nie dostrzegamy tego faktu. Wyraża to bardzo dobrze sam Crowley w komentarzach do Księgi Prawa:

"Nie powinniśmy uznawać się za nikczemne istoty poza którymi znajduje się sfera Światła lub "Boga". Nasze umysły i ciała spowijają wewnętrzne Światło. Niewtajemniczony jest niczym "Ciemna Gwiazda", a jego Wielkie Dzieło polega na sprawieniu, aby jego powłoki stały się przeźroczyste w procesie "oczyszczenia". Przy czym to "oczyszczenie" jest tak naprawdę "dążeniem do prostoty". Nie chodzi o to, że nasza powłoka jest nieczysta, tylko że złożoność jej fałd nie przepuszcza światła. Celem Wielkiego Dzieła jest zatem rozwiązanie wszelkich kompleksów. Wszystko jest samo w sobie doskonałe, "zło" pojawia się w momencie, gdy rzeczy ulegają zagmatwaniu. Ta "gwiazda", czyli "najgłębsze światło" jest odwieczną, indywidualną istotą. Khu jest magicznym strojem, w który się przyobleka, "formą" dla bezforemnego, dzięki której może doświadczać poprzez samo-świadomość. [...] To Khu jest pierwszą powłoką, o wiele subtelniejszą od umysłu i ciała, i o wiele bardziej prawdziwą, ponieważ jej symboliczny kształt zależy od natury jej gwiazdy."

W tym miejscu, należy się jedno wyjaśnienie. Crowley, przez trzy kolejne lata nie dopuszczał do siebie przekazu Księgi Prawa, gdyż raził go jej wojowniczy nastrój. Było nie było głosiła ona: "Jesteście przeciw ludziom. O moi wybrani!", a Crowley, pod wpływem buddyjskich i hinduistycznych inspiracji, nie chciał być przeciwko ludziom. Tym niemniej, trudno nie odnieść wrażenia że wbrew sobie realizował zapisany w niej plan.

Oto bowiem zaraz po otrzymaniu Księgi wysłał list do MacGregora Mathersa, swojego przełożonego z zakonu Złotego Brzasku, w którym informował go że od tej chwili to on jest wysłannikiem Tajemnych Przywódców Świata. List ten wywołał zrozumiałe oburzenie u Mathersa, który jeszcze niedawno temu bronił go przed zbuntowanymi braćmi z zakonu. W ślad za tym poszły rzekome ataki magiczne, podczas których Mathers miał zabić ogary Crowleya a na jego służących zesłać chorobę. Crowley odpłacił mu pięknym za nadobne, inwokując Belzebuba i jego 49 "służących". I musiała być to udana operacja, gdyż wkrótce po tym Mathers porzucił okultyzm na rzecz nędznej wegetacji.

W międzyczasie, samego Crowleya dotknęła seria nieszczęść i nieprzyjemności, która zaburzyła jego buddyjski obraz świata. Najpierw, latem 1905 roku poprowadził kolejną ekspedycję w Himalaje, tym razem w celu zdobycia Kanczendzongi. Wyprawa zakończyła się katastrofą. Część uczestników zginęła pod zwałami śniegu, a jeden z pozostałych, niejaki Guillarmod, oskarżył Crowleya o kanibalizm. Ogarnął go wtedy podły nastrój. Mówił: "Po pięciu latach kaprysów i słabostek, błędnej ogłady, taktu, dyskrecji, troski o uczucia innych mam tego dość". Na dodatek, podczas pobytu w Kalkucie napadło go sześciu tubylców uzbrojonych w noże. Wtedy to zmuszony do desperackiej obrony, sięgnął po pistolet i zabił dwóch z nich. Czarę goryczy przelała wiadomość o śmierci jego córki i pogłębiającym się alkoholizmie jego żony, Rose Kelly.

W tym kluczowym dla jego życia momencie, Crowley postanowił powrócić do praktyki magicznej i, chociaż zdążył już zapomnieć o Księdze Prawa, jego ówczesne deklaracje niezwykle przypominały jej treść: "do diabła z chrześcijaństwem, racjonalizmem, buddyzmem, wszelkimi rupieciami stuleci. Przynoszę wam pozytywny, pradawny fakt, nazywając go po imieniu Magiją. I to na jej fundamentach zbuduję nową Ziemię i nowe Niebo". Magija miała wyprzeć naukę i religię z rynku duchowych dóbr ludzkości. Miała stać się narzędziem służącym do przewartościowania wszystkich wartości, do przebóstwienia, czyli osiągnięcia stanu nadczłowieczeństwa (czyż nie taki był sens fragmentu z Księgi Prawa: "Jesteście przeciw ludziom"?). Czym jednak była owa Magija?

Na pewno nie była zabawą w rzucanie czarów ani kółkiem dyskusyjnym dla podstarzałych okultystów. Crowley celowo dodał literę "j" do wyrazu "magia", by odróżnić wyrażany przez siebie nurt od magii przeszłości i kuglarstwa. A jednak nie byłby sobą, gdyby literka ta nie niosła pewnej ezoterycznej treści. Wyraz "magija" powstał w wyniku dodania do angielskiego słowa "magic" litery "k", która według jednego z uczniów Crowleya, Kennetha Granta, oznacza "hebrajską literę "chet" stanowiącą numeryczny odpowiednik Wielkiego Dzieła. "Chet" (8, 418), jako liczba Wielkiego Dzieła, stosowana jest przez okultystów oraz alchemików w celu zaznaczenia zaślubin świadomości indywidualnej ze świadomością kosmiczną. Kluczem do tego rodzaju magiji jest astrologiczny odpowiednik "chet", czyli Rak". Tyle mówi Grant. Możemy dodać jeszcze, że znak Raka przywodzi na myśl skojarzenia ze znaną pozycją seksualną 6/9. Innymi słowy, idąc tym tropem można powiedzieć, że celem magiji jest osiągnięcie stanu świadomości makrokosmicznej poprzez unicestwienie jednostkowego ego w akcie seksualnego zjednoczenia ze światem (często symbolizowanym przez partnera). Czy tak jest naprawdę, każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jedno jest pewne, że w tym właśnie czasie Crowley zrozumiał znaczenie seksu w praktyce magicznej. Było nie było "k" to również pierwsza litera od słowa kteis oznaczającego ni mniej ni więcej "waginę".

W ten oto sposób Crowley podjął się wypracowania nowego systemu magicznego, którego dwoma filarami miał być indywidualizm i panseksualizm. Dochodził do tego na drodze eksperymentów. W chwili opuszczenia zakonu Złotego Brzasku, dysponował już pokaźną wiedzą magiczną z zakresu kabały, jogi, podróży astralnych, medytacji i magii ceremonialnej. Był też oficjalnie uznanym przez głowę zakonu Adeptem Minorem, czyli innymi słowy osiągnął poziom sefiry tiferet, symbolizującej Słońce rozpraszające mroki niewiedzy. Stopień swój powinien był wszakże potwierdzić udaną Operacją Świętej Magii Maga Abramelina, której jak dotąd nie dopełnił. A Operacja ta wymagała nie byle czego, gdyż musiał zachować czysty umysł nie skalany myślą, by nie popaść w szaleństwo. Wreszcie, wiosną 1906 roku wybrał się w podróż po Chinach, podczas której inwokował kolejne demony z księgi Abramelina, nazywając całość operacji "Augoeidami". Pisał: "Właściwie nie wiem, czemu wybrałem słowo "Augoeidy". Być może, dlatego że nie kojarzyło mi się z niczym z przeszłości. Czułem, że muszę jak najbardziej wszystko uprościć, by móc przejść przez Otchłań".

Operacja Świętej Magii Maga Abramelina zgodnie z tradycją wymagała spełnienia szeregu warunków, takich jak półroczne odosobnienie w domu o specyficznym ustawieniu względem stron świata i innych trudnych do spełnienia szczegółach. Tymczasem, Crowley postanowił przeprowadzić ją podróżując od miasta do miasta w Kraju Środka, rzucając tym samym wyzwanie tradycyjnej magii zachodu. Za świątynię służyła mu wyobraźnia w której budował świątynię astralną, gdzie inwokowane były abramelinowe istoty. Jak się potem okazało, nie można było znaleźć lepszego materiału. 9 października nagle popadł w trans nirvikalpa-samadhi, który hinduiści nazywają sziwa-darszaną, czyli "wizją boga Sziwy". Charakterystyczną jego cechą było poczucie jedności z bóstwem, zjednoczenie się ze światem poprzez unicestwienie odrębnej świadomości. Była to oznaka mówiąca o tym, że operacja dobiegła szczęśliwego końca.

W dwa miesiące po zakończeniu Operacji Abramelina, George Cecil Jones, dzierżący w zakonie Złotego Brzasku stopień Adepta Exempta (7*=4*), rozpoznał w Crowleyu Mistrza Świątyni (8*=3*). Było to istotne wydarzenie, ponieważ oznaczało że Crowley, mimo formalnego rozstania się z zakonem, zyskuje nobilitację w oczach jednego z jego najznamienitszych notabli. Już bardziej dyskusyjne były podstawy obdarzenia Crowleya takim zaszczytem. Tradycja wymagała, by Adept, który chce otrzymać stopień Mistrza Świątyni, przekroczył Otchłań odgradzającą niższe sefiry od trzech najwyższych sefir Drzewa Życia. Co więcej, Adept powinien to uczynić, tocząc bój z demonem rozumu, Choronzonem. W przypadku chińskich doświadczeń Crowleya, nic takiego się nie stało.

Operacja Abramelina przyniosła też inny, nieoczekiwany skutek. Niedługo potem, Crowley, który czuł się niezwykle jej działaniem naenergetyzowany, doznał przekazu serii ksiąg mistycznych, które przeszły do historii magiji pod nazwą Świętych Ksiąg Telemy. Dwanaście Ksiąg otrzymanych w latach 1907-11, tworzyły wraz z Księgę Prawa podstawę Telemy - religii Woli. Istnieją różne opinie na temat pochodzenia i znaczenia Świętych Ksiąg Telemy. Jedno jest pewne, są to dzieła o wyjątkowym pięknie mistycznym i dużym ładunku erotyzmu skrywanego pod językiem symboli.

Crowley twierdził, że napisał je pod wpływem natchnienia i choć nie miało to nic wspólnego z objawieniem, to jednak pisał je nie całkiem świadomie. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z czymś, co Kenneth Grant nazywa "tangensyjnym tantrum", czyli manifestacją fizyczną będącą niezamierzonym efektem działania magicznego. Niezależnie od źródła pochodzenia tych Ksiąg, ich bogaty szyfr symboliczny zawierający w sobie tajemnice praktyk medytacyjnych, rytuałów magicznych i działań mających na celu pobudzenie "wężowej energii" dał Crowleyowi wystarczające podstawy, by w 1907 roku nadał swym poszukiwaniom nowej formuły magicznej bardziej zorganizowaną formę. W rezultacie, Crowley założył swój pierwszy (i tak naprawdę ostatni) autorski zakon Argentum Astrum, Zakon Srebrnej Gwiazdy. Posłużył się w tym celu strukturą inicjacyjną zakonu Złotego Brzasku, co nie tylko podkreślało jego aspiracje do stworzenia konkurencyjnej organizacji magicznej, lecz również wyrażało stałą wiarę w użyteczność schematu Kabalistycznego Drzewa Życia. A jednak, stopnie A.'.A.'., choć pokrywały się ze kolejnymi poziomami wtajemniczeń Złotego Brzasku (z tą różnicą że poprzedzały je "wytrzymałościowe" stopnie Ucznia i Kandydata, a przedzielał stopień Dominus Liminis), nakładały na inicjowanych zupełnie inne wymagania. Dość powiedzieć, że nawet tak wybitny mag jak Austin Osman Spare zdołał osiągnąć zaledwie stopień Neofity, a niewielu osiągnęło coś więcej.

Argentum Astrum miało być kuźnią wiedzy magicznej, w której swoboda indywidualnego wyboru praktyk magicznych wsparta była dyscypliną rozliczania się ze swego wglądu i umiejętności. Zakon ten zrywał z popularnym systemem praktyk grupowych w lożach, kładąc nacisk na praktyki indywidualne. W A.'.A.'. obowiązywała ścisła reguła tajności członków. Każdy inicjowany znał tylko swego przełożonego, którym była zazwyczaj osoba znajdująca się o jeden stopień wyżej w hierarchii, oraz swego podwładnego, jeśli takiego w ogóle miał. Tym samym, Crowley spełniał kolejne przykazanie zawarte w Księdze Prawa, której wers 50 pierwszej części głosił: "macie gwiazdę i gwiazdę, system i system; niechaj jeden nie zna dobrze drugiego".

Narzuca się w tym kontekście jedno pytanie: Jakim to sposobem Crowley mógł zapomnieć o Księdze Prawa, skoro tak skrupulatnie spełniał jej postulaty? Wydaje się że istnieją dwie możliwości. Pierwsza z nich powiada, że Crowley wcale nie zapomniał o Księdze Prawa, tylko pozorował swoją niedbałość, podkreślając tym samym moc sprawdzających się w niej przepowiedni. Hipoteza ta brzmi nieprzekonywująco, zważywszy na fakt że Crowley mógłby wykorzystać w tym czasie Księgę Prawa dla zbudowania prestiżu swej nowej organizacji magicznej. Już bardziej prawdopodobna wydaje się druga hipoteza, mówiąca że Crowley musiał porzucić Księgę Prawa, by mogła ją przyswoić jego podświadomość. A tym samym w nieświadomy sposób spełniał jej postulaty.

Wymagania kolejnych stopni inicjacyjnych w A.'.A.'. streszczał esej "Gwiazda na horyzoncie", zamieszczony później w Magiji w teorii i praktyce. Przedstawiały się one następująco:

"Uczeń - Jego zadaniem jest zdobycie wiedzy ogólnej o wszystkich systemach samorozwoju.

Kandydat - Jego głównym zadaniem jest rozpoczęcie wybranych praktyk i zapisywanie ich w dzienniku przez okres jednego roku.

Neofita - Musi uzyskać doskonałą kontrolę nad planem astralnym.

Zelator - Jego głównym zadaniem jest opanowanie asany i pranajamy. Ponadto, powinien rozpocząć studia nad "formułą różokrzyża".

Practicus - Wymaga się od niego ukończenia treningu intelektualnego, a w szczególności studiów nad kabałą.

Philosophus - Wymaga się od niego przejścia przez trening moralny. Sprawdza się jego oddanie względem Zakonu.

Dominus Liminis - ma się wykazać opanowaniem pratjahary i dharany.

Adeptus [Minor] (zewnętrzny) - Winien dokonać Wielkiego Dzieła i osiągnąć Wiedzę i Konwersację Świętego Anioła Stróża.

Adeptus [Minor] (wewnętrzny) - Może rozpocząć praktykę "formuły różokrzyża", przystępując do Kolegium Ducha Świętego.

Adeptus (Major) - Osiąga mistrzostwo magiji praktycznej, bez dogłębnego jej zrozumienia.

Adeptus (Exemptus) - Osiąga doskonałość w tych wszystkich sprawach, po czym albo (a) staje się Bratem Ścieżki Lewej Ręki albo (b) zatraca wszystkie swoje osiągnięcia, siebie samego, a nawet Świętego Anioła Stróża i staje się Dziecięciem Otchłani, które przekroczywszy swój Rozum, jedynie wzrasta w łonie swojej matki. Wtedy zaś dostępuje stopnia

Magister Templi - (Mistrz Świątyni): [...] Jego głównym zadaniem jest doglądanie "ogrodu" uczniów i osiągnięcie doskonałego zrozumienia wszechświata. Jest on mistrzem samadhi.

Magus - Zdobywa mądrość, głosi swoje prawo i jest mistrzem magiji w jej jak najszerszym i najwyższym znaczeniu.

Ipsissimus - Znajduje się poza tym wszystkim, niedostępny dla tych, którzy posiedli niższe stopnie."

Początkowo do A.'.A.'. przyjmowano wszystkich chętnych, a jedynym sprawdzianem ich kwalifikacji były przeprowadzane z nimi rozmowy. Jednakże, praktyka ta okazała się katastrofalna w skutkach, ponieważ nowi członkowie nie potrafili sprostać reżimowi pracy w zakonie. Dlatego też w 1912 roku Crowley wprowadził regułę, nakazującą chętnym do wstąpienia do zakonu podjęcia się trzymiesięcznego kursu wtajemniczeń w misteria starożytnej wiedzy. Dopiero po zdanym egzaminie mogli oni przystąpić do zakonu. A że egzamin ten musiał być niezmiernie trudny, świadczy o tym fakt że w szczytowym okresie swojej aktywności A.'.A.'. liczyło ledwie kilkunastu członków. Pośród nich, do najaktywniejszych należeli: Georg Cecil Jones (współzałożyciel zakonu, przełożony Crowleya w zakonie Złotego Brzasku), kapitan Fuller (wojskowy, twórca doktryny Blitzkriegu), Norman Mudd (matematyk) i Victor Neuburg (poeta).

Na temat praktyk ówczesnych członków A.'.A.'. niewiele dzisiaj wiadomo. Pozostają nam do dyspozycji jedynie dzienniki Crowleya oraz nieliczne zapiski operacji magicznych kapitana Fullera i Victora Neuburga. Dość powiedzieć, że zakon zajmował się testowaniem praktyk magicznych, a zatem jego działanie bardziej przypominało eksperymenty naukowców aniżeli ceremonie magiczne tradycyjnych okultystów. I tak, na przykład, sam Crowley powrócił do eksperymentów ze środkami zmieniającymi świadomość, owocem czego było niezwykłe dzieło pt.: Psychologia Haszyszu. Książka ta była bardziej traktatem na temat względności czasu i przestrzeni niźli opisem wizji psychodelicznych. Istnieją też pokaźne dowody na to, że to Crowley wprowadził do Europy zwyczaj spożywania wyciągu z kaktusu pejotla. Innym klasycznym przykładem działań z tego kresu była próba powtórnego przeprowadzenia Operacji Świętej Magii Maga Abramelina w warunkach wielkomiejskich. Próba, która jeśli wierzyć zeznaniom Crowleya, zakończyła się sukcesem.

W tych wczesnych eksperymentach z okresu A.'.A.'. widać że Crowley, chociaż formalnie nie dzierżył nawet stopnia Mistrza Świątyni (8*=3*), działał z poziomu Ipsissimusa (10*=0*), czyli tego, który przekroczył dualistyczny świat dobra i zła, rozumu i szaleństwa. Dlatego jego zachowanie wielu wydawać się mogło nieroztropne, czy też nawet szalone. Pod tym względem, śmiało można powiedzieć że przypominał szalonych mędrców tybetańskich, którzy jak Drukpa Kunley, odkrywali boskość w plugawości, to co najwyższe w tym co najniższe. Jednakże, prawdziwe szaleństwo miało się dopiero zacząć, a jego przedsmakiem była operacja, jaką w 1909 roku przeprowadził na Saharze ze swoim uczniem, Victorem Neuburgiem.

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malkira
Cień Bestii
Cień Bestii



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olam Ha Klipoth

PostWysłany: Sob 12:49, 20 Sie 2005 Powrót do góry

C.D.

Mimo kurtuazyjnego nobilitowania go przez Jonesa na stopień Mistrza Świątyni, Crowley się nieusatysfakcjonowany znikomością prowadzących ku temu przesłanek. Postanowił zatem przeprowadzić operację magiczną, którą w okultyzmie nazywa się "przekroczeniem Otchłani", a która polega na zmierzeniu się z demonem rozumu, Choronzonem i dostąpieniu najwyższych mocy magicznych. Historia magii notuje liczne przypadki osób, które zagubiły się w Otchłani, a tym samym popadły w szaleństwo. Crowley przystąpił do działania na Saharze, gdzie usiadł pośrodku kręgu w jogicznej pozycji pioruna. W ręku trzymał wielki szlifowany topaz, który miał mu służyć jako zwierciadło magiczne. Tymczasem Neuburg, otoczony imionami bożymi mającymi zapewnić mu ochronę, rozpoczął ewokację na podstawie Lemegetonu - jednego ze starych tekstów magicznych. Jeśli wierzyć świadectwom uczestników tego niezwykłego wydarzenia, nagle, z okrzykiem Zazas, Zazas, Nasatanada Zazas! w topazie pojawił się Choronzon, który powiedział kilka niezrozumiałych zdań, rzucił kilka klątw i równie szybko zniknął jak się pojawił. Obaj magowie sądzili, że na tym koniec i operacja zakończyła się niepowodzeniem. Lecz oto Crowley zniknął, a w jego miejsce pojawiła się prostytutka, którą Neuburg poznał w Paryżu. Kobieta usiłowała wywabić go z ochronnego kręgu, ale on oparł się jej pokusom. Demon zaczął zmieniać kształty. Raz był kobietą, raz wężem, raz samym Crowleyem proszącym o kroplę wody dla ugaszenia pragnienia. Neuburg mężnie stawiał czoło wszystkim tym podstępom, ale coraz bardziej dawał się wciągnąć w konwersację. Naraz, piasek pustynny zamazał krąg ochronny i Choronzon w postaci nagiego dzikusa rzucił się na Neuburga. Szarpanina trwała do chwili, kiedy Neuburg krzyknął imię boże i uderzył demona magiczną różdżką. A wtedy ten ukorzył się i choć starał się jeszcze opętać maga, w końcu opadł z sił i na zawsze zniknął. Crowley, przy pomocy Neuburga, pokonał Choronzona i tym samym mógł już zasadnie twierdzić że przekroczył Otchłań. Został Mistrzem Świątyni Zakonu Srebrnej Gwiazdy, a tym samym, zgodnie z okultystyczną mitopeją, jako pierwszy śmiertelnik wstąpił do elitarnego kręgu Tajemnych Przywódców Świata.

Heh, jesli ktos doczytał posta do końca, to chciałbym poznać Wasze zdanie na ten temat...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kleju
"Jest Go Wielu"




Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 3015 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suchań, Polska

PostWysłany: Sob 13:06, 20 Sie 2005 Powrót do góry

Nie wiedziałem, że jesteś początkującym thelemitą, Malkira. Masz przede mna jeszcze jakieś tajemnice?

P.S.:Teraz rozumiem Twoje zainteresowanie goecją i kaln... Niedobry Evil or Very Mad .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malkira
Cień Bestii
Cień Bestii



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olam Ha Klipoth

PostWysłany: Pią 8:05, 16 Wrz 2005 Powrót do góry

Nie wszystko musisz wiedzieć...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 1:09, 27 Lip 2006 Powrót do góry

[link widoczny dla zalogowanych]
Kleofas
Leśny Wariat
Leśny Wariat



Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 1075 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Stumilowy Las

PostWysłany: Wto 10:45, 22 Sie 2006 Powrót do góry

Ostatnio oglądałem film dokumentalny BBC Aleister Crowley The Other Loch Ness Monster. Ten film rzuca nieco inne światło na tego typa. Polecam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 18:21, 16 Paź 2006 Powrót do góry

Nie znam się za nadto na Thelemie (nie jest to mój „główny kierunek rozwoju”)jednak z doświadczenia wiem, iż nie jest to kierunek dobry dla początkujących. Łatwo można się zagubić i uznać własne ego za boga (głównie przez dużą ilość pracy nad energiami solarnymi) a to katastroficzna pomyłka, z której wykaraskać się trudno. Natomiast, jeśli ktoś ma tu cos więcej do dodania to chętnie poczytam jeszcze więcej niż to długie wypracowanie.
Jeśli chodzi o wspomniany film to na jego temat wiem, tyle ze pojecie z Thelemy "Do what thou wilt shall be the whole of the Law" zostało blednie przetłumaczone i zabrzmiało „Czyn, co chcesz, niechaj to będzie jedynym prawem”. Czy jakoś w ten sposób. Wystarcza to mi już by się nim nie interesować, tym bardziej nie sugerować. A. Crowley wiele wniósł i wiele osiągnął. To, że smarował się własnymi odchodami i chodził ubrany w piżamie w kratkę (tak słyszałem) jest zupełnie innym elementem historii. Cool
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)